przebiega na prawo i Aneta obejmuje ją lewą ręką
Przyjechałam zastąpić wam matkę,(z patosem) biedną waszą mamę, a moją ciocię. Będę was uczyć gry na fortepianie, o ile nie pójdziecie znowu do klasztoru. Tylko co skończyłam konserwatorium z medalem.
AMELKA
To nam wszystko jedno, czy z medalem, czy bez. A mamy nikt nam nie potrzebuje zastępować, bo my tak jej nie żałujemy, a zupełnie inaczej.
ANETA
z czułością
Jakże to żałujecie jej? Powiedzcie.
AMELKA
śmiejąc się z zakłopotaniem
To niech już Zosia powie, bo ja nie umiem tego wyrazić.
ZOSIA
odważnie
Ja w ten dzień, kiedy pochowali mamę na cmentarzu, zakopałam do grobu wszystkie moje lalki - o tam, w ogrodzie(pokazuje okna). Ona(wskazuje na Amelkę) już od roku nie bawi się lalkami. Ma już trzynaście lat. A mama to była moja największa lalka. Tatuś z nią się też bawił jak z lalką - to była nasza wspólna lalka. Mama mówiła, że u nas w rodzinie wszystkie panienki w dwunastym roku przestają się bawić lalkami. Ja skończyłam dwanaście lat i mama umarła. Mamę zakopali grabarze, a ja zakopałam lalki. Więcej niech pani nie pyta, bo nie powiem.
AMELKA
Tak, to prawda - to jest u nas dziedziczne.
ANETA
A czemu nie nosicie żałoby? Czemu jesteście jasno ubrane?
ZOSIA
Bo mama tak chciała. Zawsze to mówiła. Już od roku.
ANETA
wstając
Już wiem, raczej domyślam się wszystkiego. Zostańcie tu same. Potem, jak się ściemni, opowiem wam bardzo dziwne rzeczy. Teraz muszę iść.
wychodzi na lewo
Dziewczynki siadają. Amelka na kanapie, Zosia na fotelu na lewo.
AMELKA
Jaka ona głupia. Hi, hi! Ona myśli, że ona nam coś dziwnego opowie. Widzę przed sobą czerwone oczy - tam, za piecem. Jakiś potwór przesuwa się tuż koło mnie. Siada ci na kolanach, Zosia. Nie boję się nic.
ZOSIA
Ani ja także. Wiesz co? Zabawmy się w seans.
Niepostrzeżony staje we drzwiach na prawo Kuzyn, Jęzory Pasiukowski, i przypatruje się tej scenie.
Ciż sami plus Jęzory.
AMELKA
Dobrze(wstaje i bierze stolik, ustawia go między kanapą, stołem i fotelem, na którym siedzi Zosia) Tylko bądź cierpliwa. Ściemnia się coraz więcej.
ZOSIA
Dobrze - tylko nie zacznij bać się za wcześnie.
AMELKA
Nieprawda. Nie boję się niczego.
KUZYN
posuwając się cicho na środek pokoju
Tylko mnie się boisz, Amelio.
AMELKA
drgnęła, ale się opanowuje
I ciebie też się nie boję, mój Jeziu.
ZOSIA
do Kuzyna
Siadaj z nami do seansu.
KUZYN
Dobrze, ale pod warunkiem, że będziecie mi potem pomagać w wytrzymaniu tego wieczoru. Nie pójdziecie dziś spać tak wcześnie. Jestem szalenie opuszczony, a nie mam pieniędzy, żeby wyjechać.
AMELKA
Dobrze, dobrze. Siadaj.
Kuzyn siada na fotelu tyłem do widowni,odsuwając stół trochę na prawo. Pauza. Stolik zaczyna się ruszać.
Cicho, bez szelestu wchodzi lewymi drzwiami Widmo Matki i przechodzi milcząc na prawo. Stolik skacze parę razy i zatrzymuje się.
AMELKA
O! Mama już przyszła.
Nikt się nie rusza. Widmo siada na kanapie po lewej ręce Amelki i siedzi sztywne.
KUZYN
Znam jaskinie, w których się ryje - ani wzdłuż, ani wszerz, ani wprost, ani w poprzek, tylko w samą Prawdę - malutki otworek, przez który Bóg usiłuje podać rękę człowiekowi.
WIDMO
głosem uroczystym
Masz rację. Jęzory, mój kuzynie. Ale czemu On usiłuje tylko, czemu tego nie wykona?
ZOSIA
Nie pytaj o takie rzeczy, mamo. To grzech.
AMELKA
Cicho, Zosia. Daj mówić mamie, co zechce.
WIDMO
Umarłam z własnej woli. Nie zabiłam się ani nikt mnie nie zabił. Chciałam umrzeć i umarłam. Zrobił mi się rak w wątrobie. O tym nikt z was nie wiedział, bo ukrywałam starannie moje boleści.
ZOSIA
A tak bawiłaś się z nami i z tatusiem!
WIDMO
W okropnych żyłam męczarniach.
KUZYN
A mnie się zdaje, że to wcale nie jest duch. Kuzynka żyje, ale jest zahipnotyzowana.
WIDMO
Nie mogę w przedmiocie tym nic powiedzieć. Nie mam swojego zdania.
Zamyka oczy.
ZOSIA
Mama śpi. Patrz, Amelka.
KUZYN
wstaje, podchodzi do Widma i bierze je za rękę
To jest bardzo niezwykły wypadek. A jednak ona jest widmem i tylko widmem. Ta ręka nie ma ciężaru. A może mi się to tylko wydaje.(odchodzi od niej) Czuję, że będę dziś strasznie samotny o dziesiątej.(do dziewczynek) Na miłosierdzie boskie nie opuszczajcie mnie dzisiaj.
ZOSIA
Przyjechała starsza kuzynka. Ona zabawi cię po dziesiątej. O tej porze musimy już spać.
KUZYN
Jaka kuzynka? Czy nie mała Aneta, z którą bawiłem się w dzieciństwie?
WIDMO
nie otwierając oczu
Ona sama. Zobaczysz, co za okropne rzeczy stąd wynikną. Tak się cieszę, tak się cieszę.
KUZYN
niecierpliwie chodząc po pokoju
Nie ma żadnych okropnych rzeczy. Znam wojnę, rewolucję, śmierć ukochanych osób i tortury. To wszystko jest głupstwo. Okropną rzeczą jest tylko nuda i to, jeśli żaden wiersz do głowy nie przychodzi i jeśli przy tym chce się coś pisać, coś, o czym się jeszcze nie ma pojęcia - tak jak mnie teraz. A! To jest prawdziwa męka.
WIDMO
otwierając oczy z drgnieniem całego ciała
Najgorszą rzeczą jest ból fizyczny, a szczególnie rak w wątrobie. Ale nie jestem poetką. Nie znam tych waszych męczarni.
AMELKA
Jaki on jest głupi, ten Jezio. Hi, hi! Nic już się go nie boję. Jak jest mama, nie boję się nikogo.
Wchodzi z prawej strony Kucharka z zapaloną lampą z zielonym abażurem i stawia ją na stole.
KUCHARKA
A co? Nie wytrzymała pani na tamtym świecie i przyszła pani do nas?
WIDMO
Tak. Teraz nie przeszkadzajcie nam,Urszulo. Do kuchni przyjdę później.
Kucharka wychodzi.
Wchodzi z lewej strony Dyapanazy Nibek, trzymając pod rękę Anetę.
NIBEK
wskazując na Kuzyna
Rozumiesz? On był kochankiem Anastazji. Za to ją zabiłem.
WIDMO
nie wstając
Nieprawda. Kochankiem moim był Kozdroń, a umarłam sama, na raka w wątrobie.
NIBEK
z rozpaczą
Wiecznie te same kłamstwa! Nawet za grobem kłamie ta nieszczęśnica.
WIDMO
po raz pierwszy porusza się i traci sztywność
Ha! ha! ha! ha! ha!
KUZYN
do Widma
Nie śmiej się tak, kuzynko. Może wuj Dyapanazy ma słuszność. Ja nie ręczę za nic.
AMELKA
nie wstając
Wstydź się. Jeziu.
ZOSIA
nie wstając
Nie kłam tak.
WIDMO
Ha! ha! Dziękuję wam, córeczki, żeście mnie wzięły w obronę. Nigdy nie kochałam Jezia.
KUZYN
do Widma
A pamiętasz wtedy na wiosnę, tego roku? Pamiętasz naszą rozmowę w ogrodzie? Ja ci wszystko przypomnę. Była piąta po południu. Kwitnął bez. Czytałem ci wtedy ten wiersz.(deklamuje)
Bezkrwista twarz przezroczysta.
Śmiertelna maska uroczysta.
Płoną gromnice grobowe.
Ktoś mówi nudną mowę.
Chwil straconych rozpacz głucha.
Pustka w domu czeka ducha.
Strachem męczy, wyrzutami.
Czemu w życiu zawsze sami?
A po śmierci połączeni!
Już się nigdy to nie zmieni.
Straszliwe trupa milczenie
I wyrzutów potwierdzenie.
Myśl szalone daje skoki,
W zaświaty zaczyna wierzyć:
Nieodwracalne wyroki
Własną niemocą mierzyć...
Wchodzi Kucharka.
KUCHARKA
Panie Nibek, pan Kozdroń prosi pana do kancelarii.
NIBEK
Prosić tutaj. Właśnie miałem posłać po niego.
Kucharka wychodzi.
Ciż minus Kucharka.
WIDMO
Tak. Pamiętam ten wiersz. Na tym się wszystko skończyło. Mogło być coś - temu nie przeczę - ale nic nie było.
NIBEK
z zachwytem
Śliczny wiersz. Prześliczny. Ale nie skończyło się na tym. Ja wiem.
KUZYN
z wściekłością
Nie na tym! Nie na tym! Wszystko się od tego zaczęło: moje szczęście i moja nieludzka męczarnia. Męczyłem się strasznie, ale pisałem wiersze jak maszyna. Od czasu twojej śmierci - nic. Ani w ząb. Jakby mi ktoś wszystko z głowy wymiótł.
pada na krzesło na prawo
Silne pukanie we drzwi na prawo. Nie czekając upoważnienia wchodzi Kozdroń. Długie buty, szpicruta. Pewnym krokiem podchodzi do Nibka, który stoi z Anetą na lewo. Mówi głośno.
KOZDROŃ
nie widząc Widma
Dobry wieczór państwu.(ściska rękę Nibka) Ceny na zboże idą w górę. Dobra nasza.(spostrzega się) Ale - proszę mnie przedstawić.
NIBEK
Moja kuzynka - Wasiewiczówna. Pan Kozdroń - moja prawa ręka!
WIDMO
I lewa figura na ołtarzyku, na którym stałam ja.
KUZYN
zrywając się
Nieprawda! Nieprawda!
Kozdroń obraca się i spostrzega Widmo do połowy oświetlone silnie, a od góry tonące w zielonym półmroku abażuru. Stoi jak martwy tyłem do widowni, nie mogąc słowa przemówić.
WIDMO
wstając, uroczyście
Nie wyprzesz się mnie, Ignacy. Byłam i jestem twoja, jakkolwiek...
NIBEK
Ha! ha! ha! Teraz dopiero się zaczyna. Zobaczymy, kto kogo przesili.
KOZDROŃ
zwija się nagłe w kłębek, tak jak gdyby go nagle wściekle brzuch zabolał, i pada na kolana tyłem do widowni
A!A! A! To nie ja! To straszne! Co to znaczy? Nieboszczka tutaj! A! A! A! Ja umrę!
zakrywa oczy rękami i klęczy
NIBEK
Ha! ha! On się ciebie wypiera, Anastazjo!
KOZDROŃ
klęcząc i nie odkrywając oczu
Ja się boję! Weźcie ją! Ona nie żyje. Ja nie otworzę oczu. Ja nie chcę widzieć. Kto jesteście wszyscy? O Boże, Boże! Ja nie otworzę oczu! Och! Bodajbym oślepnął!
pochyla się i podnosi z zakrytymi oczami, tak jak gdyby bił pokłony
WIDMO
Zawsze był tchórzem i takim go kochałam.
stoi na miejscu
KUZYN
Kochałaś tylko mnie, Anastazjo! Ja nigdy już nic nie napiszę.
Wchodzi Kucharka.
KUCHARKA
Panie Nibek, pan Maszejko prosi pana zaraz do kancelarii. Mówi, że wszystkie suki zborsuczyły się dziś o szóstej na folwarku.
NIBEK
Prosić tutaj.
Kucharka wychodzi. We drzwiach rozbija się o nią wpadający Maszejko.
MASZEJKO
Panie Nibek, wszystkie suki zborsuczyły mi się w Powierzyńciu. Jestem w rozpaczy. Co robić?
NIBEK
Odborsuczymy je, panie Maszejko. Pan jest dzielny człowiek. Niech pan się uspokoi.
KUZYN
spokojnie
Mógłby mnie wuj przedstawić tej pani. Zdaje się, że jesteśmy spowinowaceni.
NIBEK
Pan Jęzory Pasiukowski - poeta i mój siostrzeniec. Panna Aneta Wasiewicz.
Kuzyn bierze za rękę Anetę i badawczo patrzy jej w oczy. Maszejko, który oglądnął się na dźwięk głosu Kuzyna i spostrzegł Widmo, podbiega do Widma z wyraźną uniżonością. Kozdroń zastygł nieruchomy z zakrytymi oczami.
MASZEJKO
do Widma
A! Co widzę! Pani dobrodzika. Dobry wieczór, wieczór dobry. Jakże zdróweczko?
WIDMO
gestem królowej daje mu rękę do pocałowania
Dobry wieczór, panie Maszejko. Dziękuję ci: mam się dobrze, tylko jestem widmem.
Maszejko całuje ją w rękę z uszanowaniem. Widmo przechodzi na lewo wyniosłym krokiem typowego widma. Maszejko za nim w lansadach.
NIBEK
wskazując na Kozdronia
Patrz pan - co wyrabia tu ten idiota.
WIDMO
stoi obok Kuzyna i Anety po lewej stronie
Takim go kochałam i takim go kocham.
MASZEJKO
Pani dobrodzika żartuje chyba. Widzę, że wszyscy są w świetnych humorach.(zaciera ręce) Ale to zwykły atak epilepsji - to nic.
WIDMO
do Maszejki
Zaiste, w świetnych jesteśmy humorach. Nieprawda, Dyapanazy? Sameś mi pan ułatwiał z nim schadzki, panie Maszejko.
Maszejko miesza się.
KOZDROŃ
Nie mów - zwariuję. Już uwierzyłem, że jej nie ma. Nic nie chcę wiedzieć i słyszeć.
zatyka uszy "kciukami", a oczy resztą palców
WIDMO
Słyszycie? Mówi mi: "ty". To jest dowód.
NIBEK
Panie Maszejko. Moja żona i pan jesteście najsilniejszymi ludźmi we dworze. Bierzcie go we dwoje i odnieście do kancelarii. Może przyjdzie do siebie.
KUZYN
Ja nie pozwolę, żeby ona dotknęła tej ohydy. Ja sam!
WIDMO
Ani się waż, kuzynie. Polecam twojej opiece tę dziewicę. (wskazuje na Anetę) Bierz go, panie Maszejko!
Biorą Kozdronia: ona za nogi, on za głowę, rozprostowują go z trudem, niosą na prawo i wychodzą.
Ciż sami bez Widma, Maszejkii Kozdronia.
KUZYN
Co za bezprawie!!
ANETA
Ależ, kuzynie, uspokój się. Taka jest wola zmarłej.
NIBEK
Tak - wola mojej nieboszczki żony jest i będzie święta w tym domu. W jedno tylko nie uwierzę, że miała romans z Kozdroniem.
KUZYN
obejmuje go
Dziękuję ci, wuju. Nigdy ci tego nie zapomnę.
Wchodzi uroczystym krokiem Widmo z lewej strony.
NIBEK
z przestrachem
Jakeś tu weszła? Kędy?
WIDMO
uroczyście
Przez korytarz od spiżarni i przez nasz sypialny pokój, Dyapanazy.
NIBEK
z przerażeniem
Jak to? Przez zamknięte drzwi?
WIDMO
A cóż w tym dziwnego? Chciałam pożegnać się z dziećmi.
NIBEK
A! To niesłychane!
Wylatuje na lewo.
AMELKA
wstając
Nie chciałyśmy ci tego przypominać, mamo, żeś się z nami nie pożegnała.
ZOSIA
wstając
Ja taka byłam zmartwiona. Myślałam, żeś o nas całkiem zapomniała.
WIDMO
podchodzi do nich i całuje je w głowy, podczas gdy one całują ją w rękę
Jakże mogłyście tak myśleć?
AMELKA
Zostań na kolację, mamo. Pan Kozdroń tak się zabawnie ciebie boi.
ZOSIA
Zostań, mamo. Będziemy się tak cudownie bawić.
WIDMO
Nie, dzieci. Jestem zmęczona. Na zabawę przyjdę do was jutro rano. Teraz idę do kuchni.
całuje je jeszcze raz. Kuzyn, który trzymał dotąd Anetę za rękę, ciągnie ją na prawo do lampy
KUZYN
Chodź, muszę ci się przypatrzyć, kuzynko.
ANETA
Ależ dobrze - patrz, ile chcesz, mój piękny kuzynie.
WIDMO
Tak, przypatrz się jej dobrze, Jęzory. Strzeż jej i kochaj ją bez granic. Może ona wróci ci jeszcze natchnienie.
przechodzi uroczyście na prawo i znika we drzwiach
Dziewczynki przeciągają się i ziewają. Z lewej strony wpada Nibek.
NIBEK
A, to nie do uwierzenia! Przeszła przez zamknięte drzwi. Cóż wy na to, dzieci?
AMELKA
My nic. Trochę jesteśmy zmęczone.
Nibek gładzi je po włosach. Wchodzi Kucharka.
KUCHARKA
Kolacja podana.
Wychodzi.
ANETA
Ach - nareszcie! Nikt nie pomyślał w tym domu, że jestem z podróży. Nikt nie dał mi nawet szklanki herbaty.
NIBEK
rzucając się do niej
Ach, kuzynko! Przepraszam cię. Zaraz najemy się jak borsuki.
bierze ją pod rękę i prowadzi ku drzwiom na prawo. Wychodzą
AMELKA
przechodząc do Kuzyna na prawo
Ale dziś nie będziesz nas męczył? Jesteśmy takie zmęczone. Zabawisz się dziś z Anetą?
KUZYN
obłędnie
Nie wiem jeszcze nic. Nic nie mogę powiedzieć. Jeśli dziś nie napiszę wiersza - wścieknę się.
ZOSIA
pieszczotliwie
Jezio napisze - naje się i napisze. Chodź!
ciągnie go ku drzwiom
KUZYN
Chciałbym ci wierzyć, moje dziecko.
Wychodzą.
AMELKA
Jaki ten Jezio głupi. Hi, hi!
wychodzi
Ogród przed dworkiem Nibków w Kozłowicach. Złote i czerwone drzewa. Na prawo sad z bielonymi pniami. Trochę na prawo idzie dróżka, szeroka na jakie dwa metry - z początku prostopadle do rampy, a następnie skręca na prawo, okrążając grupę krzewów i kwiatów. Na lewo grupa dużych drzew. Pod nimi(wypada prawie na środku sceny) stoi stół nakryty: masło, miód, ser,owoce, bułki i chleb. Jest ciepły wrześniowy poranek następnego dnia. Godzina dziewiąta. O jakie 50 kroków w głębi widać dworek wśród drzew.
Przy stole, twarzami do widowni, siedzą: Zosia i Amelka: biało są ubrane i oglądają książkę z obrazkami. Właśnie Kucharka przyniosła dymiące sagany z kawą i mlekiem i przy pomocy chochli nalewa do filiżanek.
KUCHARKA
Pijcie, dzieci. Nie czekajcie na ojca. Jest w kancelarii z panem Kozdroniem. A ta panna, co wczoraj przyjechała, to sobie jeszcze napuszcza urodę na twarz, a może i gdzie indziej. Pańskie ma zwyczaje, strasznie pańskie.
ZOSIA
Proszę was, Urszulo, nie pleść tak.
KUCHARKA
Niech Zosia będzie grzeczna, bo pan znowu Zosi każe w rękę mnie pocałować, jak wtedy, po pogrzebie pani.
ZOSIA
prawie z płaczem
Niech Urszula sobie idzie. Zaraz. W tej chwili. Czy Urszula rozumie?
Kucharka pogroziwszy im palcem odchodzi.
AMELKA
obejmując Zosię
Niech Urszula da spokój. Zosia jest dziś bardzo zdenerwowana.
URSZULA
zatrzymując się
O! Już ja wiem, jako nerwy w człowieku luktują. Oj, te nerwy, te nerwy. Ale to u starych, a nie u takiego ciamkacza.
Kucharka odchodzi na prawo i mija się z Kuzynem, który jest nie ogolony, ma podsiniałe oczy i wygląda trupkowato.
AMELKA
Patrz, jaki on śmieszny, ten Jezio.
KUZYN
Poczekajcie. Zdaje się, że coś się zaczyna. Możliwe jest, że napiszę wierszyk.
siada przy stole z prawej strony
AMELKA
Może by tak Jezio kawy wypił?
KUZYN
Nalej, nalej, może wypiję. Tylko nie przeszkadzaj mi.
Wydobywa papier i ołówek z kieszeni i zaczyna pisać, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Zatrzymuje się, namyśla się, znowu pisze itp. Amelka nalewa kawy i śmieje się głośno.
ZOSIA
Daj spokój, Amelka. Nie przeszkadzaj mu. Niech sobie napisze.
Kuzyn popija kawy, zagryza jabłkiem i znowu pisze. Pauza.
AMELKA
smutnie
Jutro wracamy do klasztoru, Zosia. Taka szkoda rozstawać się z tym wszystkim!
ZOSIA
Mam jakieś takie dziwne myśli, że się z tym nigdy nie rozstaniemy; że nie pójdziemy już do klasztoru.
KUZYN
Cicho, dzieci. Zaraz skończę. Pomówimy o tym wszystkim.
pisze gorączkowo
Z prawej strony podchodzi Nibek, pod rękę z Kozdroniem.
NIBEK
No, no, panie Kozdroń. Niech się pan raz uspokoi. Jesteśmy między swoimi. Zostawmy tę kwestię na boku. Czy ona jest, czy jej nie ma, czy żyje, czy umarła, czy to było złudzeniem wszystko - czy nie, w każdym razie niech pan się czuje między nami jak w rodzinie.
Klepie Kozdronia po plecach.
KOZDROŃ
minę ma bardzo niewyraźną
Ja, panie Nibek, wolałbym nie żyć niż zobaczyć coś podobnego. Słońce świeci, ładna pogoda, a mnie się zdaje, że wszystko jest pokryte jakimś czarnym puchem. Na dwa kroki przede mną unosi się jakaś czarna ścierka. Och! Żebym mógł nie myśleć!
NIBEK
Ależ, panie! Patrz pan: oto moje córeczki, oto kuzynek już pisze, już przy pracy od rana... KUZYN
na wpół podnosząc się i nie przestając pisać
Ja zaraz... Nie witam się z panami! Już zaraz kończę...
NIBEK
Nie obrażamy się. Wiemy, co to jest natchnienie. Amelka, nalewaj panu kawy. Przywitajcie się z panem, dziewczęta.
Dziewczynki witają się. Amelka nalewa kawy ojcu i Kozdroniowi. Nibek i Kozdroń siadają przy stole na ławce na lewo, pod wielką lipą; Kozdroń bliżej, Nibek dalej od widowni.
KOZDROŃ
z ulgą
Ach! Zdaje mi się, że mi przechodzi. Znowu, wie pan, zaczyna się ta codzienna zwykłość. Znowu jest dobrze.
NIBEK
Ależ oczywiście. Panie - powtarzam: nawet gdyby tak było, nawet gdyby pan - rozumie pan? - tego, hm, był w stosunku do mnie nie w porządku, fakt stał się. Zabiłem ją i kwita.
KOZDROŃ
Na Boga, niech pan już nie mówi! We łbie mi się znowu mącić zaczyna. A! A! A!
NIBEK
wstając gwałtownie
A z panem to trzeba tak, jak z histeryczną babą!(krzyczy) Pić kawę w tej chwili, bo ci łeb rozwalę, ty galareto! Milczeć!!! Ani słowa więcej!!! Nie myśleć nic!(spokojniej - dziewczynki podczas tego chichocą) Musi się pan przyzwyczaić do tego, że nawet gdyby tak było, nawet - rozumie pan? - żyć pan musi normalnie. Ja pana z Kozłowic nie wypuszczę. Ja bez pana jestem jak bez ręki i bez połowy głowy: jestem półgłówkiem.
śmieje się
KOZDROŃ
trzęsąc się pije kawę, rozlewając wszystko na obrus i ubranie. Je bułkę, gwałtownie wtłaczając ją sobie w gardło. Mówi z bułką w zębach
Ja będę się starał, panie Nibek.(połyka z trudem) Ja będę się starał, ale przyzwyczaić się do tej myśli od razu nie mogę.(prawie z płaczem) No, nie mogę...
KUZYN
wstając
A! Moglibyście panowie zwrócić uwagę na to, że ja piszę. Od wielu miesięcy pierwszy raz. To was nic nie obchodzi.
iIdzie na prawo i spotyka się z Anetą Wasiewicz, która biało ubrana, bardzo wyświeżona i ładna, idzie właśnie do stolika. Nibek po cichu zachęca Kozdronia do picia. Dziewczynki znowu oglądają książkę
Ciż plus Aneta.
ANETA
Dzień dobry.
KUZYN
Dzień dobry. Kuzynka wybaczy, zaraz skończę. Zacząłem pisać.
leci na prawo, kładzie się na łączce i gorączkowo pisze i poprawia, fikając nogami. Aneta podchodzi do stołu
NIBEK
O - widzi pan, jaka śliczna jest dziś Aneta! Niech pan z nią poflirtuje trochę, a potem idziemy do kancelarii
Kozdroń wita się z Anetą, która następnie zbliża się do dziewczynek i całuje je w głowy, stojąc z tyłu za nimi
Anetko - kawy?
ANETA
Nie, wuju. Ja nie mam czasu na flirty z panem Kozdroniem, a kawę piłam w łóżku. Idziemy na lekcję. No, chodźcie, dzieci! Już umówiłam się z ojcem, że tej zimy do klasztoru nie pójdziecie. Zostaję tu i będę was uczyć wszystkiego.
NIBEK
A tak, tak.Na śmierć zapomniałem. Chciałem to wam sam powiedzieć, moje dzierlatki.
ZOSIA
Dziękujemy ci, tatusiu. Widzisz, Amelka? Ja ci to już mówiłam. Zupełnie sprawdza się jak we śnie.
AMELKA
Ach! Co za szczęście, ojczulku!(całują w rękę Nibka i biegną za Anetą) Teraz będziemy cię kochać, Aneto, tak jak mamę, a może więcej.
ANETA
przechodząc koło Kuzyna
A potem przeczytasz mi twój wierszyk, kuzynie.
KUZYN
nie wstając
Dobrze. Tylko nie wiem, czy wybrnę. Jeszcze parę zdań mi zostało.
Aneta z dziewczynkami exit.
Ciż bez Anety i dziewczynek. Po chwili z dworku słychać ćwiczenia na fortepianie: "Schule der Gelaufigkeit" Czernego.